O „sprawach frankowych” od lat jest głośno, natomiast nadal trafiają się Klienci, którzy rozmawiając z nami pierwszy raz, nie mają pełnej wiedzy co do tego, co zyskać można, kwestionując przed sądem ważność nieuczciwej umowy. Zapewne z tego powodu, jak i ze względu na uleganie „ostrzeżeniom” nieuczciwie kierowanym przez banki, wielu kredytobiorców zdecydowało się na zawarcie z bankami mało atrakcyjnych ugód, tytułem których otrzymali jedynie niewielki ułamek korzyści, które zyskaliby z bardzo dużym prawdopodobieństwem przed sądem. Proszę tu nie zrozumieć nas źle. Nie krytykujemy ugód. Ugody są świetną formą rozwiązywania sporów. Jest tak jednak tylko pod tym warunkiem, że są to ugody uczciwe, nie zaś takie, do których zawarcia banki nakłoniły podobnie nieuczciwie jak w przypadku nakłaniania kilkanaście lat wcześniej do zaciągnięcia „kredytu frankowego”.
Część kredytobiorców żyje w przekonaniu, że przysługujące im roszczenie ogranicza się do części kwot pobranych przez banki tytułem nadmiarowych spreadów walutowych. W rzeczywistości natomiast, w przypadku „unieważnienia” umowy kredytowej, strony zobowiązane są sobie zwrócić wszystko co wzajemnie świadczyły sobie tytułem takiej umowy. Co to oznacza? Oznacza to, że umowa kredytowa uznana za nieważną przestaje wiązać, hipoteka wpisana na jej podstawie podlega wykreśleniu z księgi wieczystej, a bank zobowiązany jest do zwrotu wszystkich kwot pobranych od kredytobiorcy tytułem nieważnej umowy – z tym zastrzeżeniem, że co do zasady, kredytobiorca zobowiązany jest również zwrócić bankowi to co od banku otrzymał.
W typowej więc sytuacji, gdy kredytobiorca zaciągnął w 2008 r. w banku „kredyt frankowy” na 25 lat, na kwotę 200 tys. zł, to w 2023 r. – w zależności od konkretnej sytuacji – spłacił już powiedzmy 300 tys. zł a do spłaty pozostała mu nadal potężna kwota (kapitał w przeliczeniu na złotówki może być nadal na poziomie środków wypłaconych przez bank kilkanaście lat wcześniej), którą spłacać zobowiązany będzie przez kolejne 10 lat. Jeśli sąd uzna taką umowę za nieważną, kredytobiorca:
(i) nie będzie zobowiązany do zapłaty bankowi niczego więcej,
(ii) hipoteka wpisana na nieruchomości podlegać będzie wykreśleniu, a do tego
(iii) kredytobiorca ma względem banku roszczenie o zwrot już wpłaconych 300 tys. zł.
Bank ma roszczenie o zwrot 200 tys. zł wypłaconych tytułem kredytu – ale po dokonaniu stosownych potrąceń kredytobiorca otrzyma od banku 100 tys. zł, plus odsetki – często bardzo znaczące. Korzyść wynikająca z wygrania takiego sporu to kilkaset tysięcy złotych. Nie mówimy tu przy tym o scenariuszu hurra-optymistycznym, tylko o scenariuszu aktualnie typowym. Tym bardziej zadziwia, że banki nadal nie decydują się na zaoferowanie swoim klientom rozsądnych ugód, których mocą klient uzyska korzyści przynajmniej porównywalne z tymi, które uzyskałby przed sądem – nie zaś na poziomie 5-10% tego, co w rzeczywistości kredytobiorcy przysługuje.
Oprócz powyższego zyskać można dość dużą satysfakcję z tego, że pociągnęło się bank do odpowiedzialności za nieuczciwy produkt sprzedany nam przed kilkunastoma laty i stres, nerwy oraz frustrację, z którymi z tego powodu kredytobiorca mierzyć musiał się przez kilkanaście lat. Wbrew bowiem nieuczciwej retoryce banków, mówiącej o „uprzywilejowaniu kredytobiorców frankowych”, w którą niestety część społeczeństwa (zwłaszcza kredytobiorców złotówkowych) uwierzyła, osoba, którą bank namówił w pierwszej dekadzie naszego wieku do zawarcia „umowy frankowej” jest osobą pokrzywdzoną przez bank, która nie domaga się jakiegokolwiek uprzywilejowania, a jedynie ochrony praw, które przysługują nie tylko jej, ale każdemu innemu.
Podsumowując, o swoje prawa zdecydowanie warto się upomnieć.
Kredyty frankowe - wszystkie wpisy
Chcesz porozmawiać o współpracy?
Napisz do nas na: